Nasze imię Legion, nasze
imię Bob
Dennis E. Taylor
Bobiverse, 1
Kawał bardzo dobrego Sci-Fi. I choć bardzo nad tym ubolewam, bo podobało
mi się bardzo, to nie mogę dać więcej niż 8 gwiazdek. Dlaczego?
Zapraszam do recenzji!
Tym razem zacznę trochę inaczej. Bo to nie jest w Bobiverse
najważniejsze (przynajmniej na razie),ale mnie bardzo intryguje. Co
więcej, autor sam poruszył ten wątek. Btw, będę mówił o rzeczach, które
są oczywiste i nie są dużym spoilerem, ale jeśli nie chcesz sobie
zdradzać nawet malutkiego wycinka fabuły, zakończ czytanie mojej
recenzji. Pewnie wiele nie stracisz ;P
Już? Wszyscy uczuleni na spoilery sobie poszli? Ok. To lecimy.
Osobowości Bobów. Teoretycznie, pierwszy Bob buduje swoje klony. Ich
"ja", to tak naprawdę backup Bobiego nr1. Ale czy to nie oznacza, że
każdy klon powinien być taki jak oryginał robiący za wzór? W teorii?
Jasne. W praktyce jednak dzieje się zupełnie inaczej. Już pierwsza seria
klonów jest inna. Każda kolejna różni się coraz bardziej. Nasuwa się
pytanie, dlaczego? Wbrew pozorom odpowiedź jest bardzo prosta. Bo nie ma
dwóch takich samych ludzi. Oraz AI. Nawet mała zamiana w naszym życiu
może spowodować całkowitą zmianę naszej osobowości. Nasze przeżycia
zmieniają nas każdego dnia. Można tu się dopatrywać, choć z lekkim
przymrużeniem oka, efektu motyla. Mała rzecz, mała zmiana na którymś
etapie naszego życia, i to, kim jesteśmy teraz, ja piszący ten tekst i
Ty, któr_ go czytasz byśmy nie istnieli. Może dosłownie, może tylko
mentalnie, ale czasem mała rzecz, którą uznajemy za potencjalnie
nieistotną, mogłaby sprawić, że bylibyśmy kimś innym. I ta książka pod
warstwą dobrego Sci-Fi pokazuje to, jak jedna osoba może być "legionem",
w którym każdy byt jest osobną jednostką, do którego wytworzenia
wystarczył tylko jeden mały szczegół.
Ale dobra, kończąc filozofowanie, przejdźmy do książki. Poznajemy Boba.
Faceta, który jest 100% nerdem. Faceta, który sprzedając swoją firmę,
ustawił się do końca życia. Faceta, który podpisał umowę na ucięcie i
zamrożenie w kriogenicznym śnie głowę po śmierci. Problem polega na tym,
że nie przewidział, jak paskudnym jesteśmy gatunkiem.
W wyniku kilku mniejszych i większych wypadków (których Wam nie zdradzę,
mimo że dzieją się na samym początku, bo zwyczajnie fajnie się je czyta
i samemu odkrywa) jego głowę przejmuje korpo, które to zostało przejęte
przez państwo w wyniku... kilku ciekawych zbiegów okoliczności. Co
dalej? Albo będzie jeździć jako sztuczna inteligencja śmieciarką, albo
ku dobru partii będzie ścigać się w podboju kosmosu z innymi państwami.
Tak, ja też żałuję, że ze śmieciarką nie wyszło, ale Bob trafia na
statek. I nie, nie prom czy jakąś łódkę. Statek kosmiczny, gdyby okładka
jeszcze tego nie zasugerowała ;P
W gruncie rzeczy, to tyle, jeśli chodzi o zarys fabuły. Każda inna
informacja zepsuje poznawanie książki. Która zresztą jest dosyć
specyficzna. Mimo kilku scen akcji tom ten głównie skupia się na rozwoju
Bobów, eksploracji kosmosu, oraz [dowiecie się, czytając książkę]. Fani
mocnych wrażeń? Lepiej pograjcie w COD'a. Ale ci z Was, którzy lubią
wejść do głowy protagonisty (nawet jeśli jest ona zbiorem kabli i
elektroniki),będą zadowoleni. Historia też tej bardzo fajna, choć
momentami mało odkrywcza. Za to przepełniona mrugnięciami oka do ludzi
znających popkulturę. Tych, którzy nie znają, uspokajam, nie stracicie
jakieś bardzo dużo.
Czemu zatem 8 a nie 9 czy 10 gwiazdek? Nie wiem. W sumie, dam 9. Bo
mimo, że fabuła nie jest jakaś mega, to naprawdę wciąga. A rzeczy ukryte
między wierszami robią robotę.
Czy polecam? Oczywiście. Ale tylko tym, którzy lubią takie klimaty. Nie
psujcie jej ocen tylko dlatego, że chcielibyście wybuchy, pierwszy
kontakt co drugi rozdział, albo inne Star Wars's. To naprawdę kawał
zajebistej książki!